Wiele lat temu rozpoczął się mój „amerykański sen”. Wszystko tu było duże, kolorowe i piękne. Można rzec na wyciągnięcie ręki. Jednak najbardziej urzekła mnie różnorodność kulturowa, językowa i to, że każdy mógł tutaj pozostać sobą. I chociaż odległość od ojczystego kraju pozostawała pozornie „nie do przebycia”, to jednak polskość była tu namacalna. Bardzo łatwo można było znaleźć polskich znajomych i polskie sklepy, nie wspominając już o polskich szkołach czy parafiach. Właśnie wokół tych miejsc koncentruje się za oceanem życie emigracyjnej społeczności.